„Partyzanci” z Kawli i MacGyver z Komierowa. Powiat sępoleński na łamach pierwszych numerów “Gazety Pomorskiej”. Część druga.
Dzisiaj czekają na nas nie tylko tytułowi „partyzanci” i złota rączka z PGR-u. Poznamy także utrapienia łącznościowców w Runowie i pierwszą traktorzystkę Olszewki. Ale zanim przejdziemy do sedna, z kronikarskiego obowiązku przypominam: część pierwsza mojego autorskiego przeglądu jest dostępna tutaj. Kto jeszcze nie miał okazji, niech przeczyta.
Ofiara białej śmierci
Czytasz nagłówek i myślisz – kokainista. Ale nie, to nie te czasy. W marcu 1949 roku tak zatytułowany tekst informował o śmierci Krzywoszewskiego – zaledwie kilkuletniego chłopca z Runowa. Jak zginął ten brzdąc? Wracał do domu ze szkoły, oddalonej o kilka kilometrów. Dla skrócenia sobie drogi szedł na przełaj, przez zaśnieżone pola. Dwa kilometry od celu zatrzymał się. W gazecie napisano, że zmęczony chłopiec postanowił chwilę odpocząć. Usiadł więc i – ku swojej zgubie – zasnął. I już się nie obudził. Zawierucha przykryła go grubą warstwą białego puchu. Dopiero po tygodniu zwłoki nieszczęśnika odnaleźli strażacy z Więcborka.
Sępólno na Bydgoszcz zamienię
Z pierwszej części wiemy już, że „Pomorska” sporo mogła. Ludzie pisali zatem do redakcji, wylewając żale, uprzejmie donosząc, z prośbą. W rubryce “Odpowiedź Redakcji” znajdziemy kilka przykładów interwencji zaalarmowanych w ten sposób dziennikarzy. Czwarta władza nie była jednak wszechmocna. Obywatelce R. B. z Sępólna odpisano bowiem: “Uzyskanie mieszkania w Bydgoszczy należy, wobec przeludnienia stolicy Pomorza, do rzeczy b. trudnej. Uzależnione ono jest od zameldowania i zaświadczenia stałej pracy, nie mówiąc o konieczności wyszukiwania samemu adresu upatrzonego pomieszczenia. Również wątpliwą wydaje nam się sprawa zamiany mieszkania w dużym mieście, na miasteczko prowincjonalne, w dodatku nieskanalizowane, niezelektryfikowane itd. Radzimy wobec tego Obywatelce, zwrócić się z poruszoną w liście sprawą do Komitetu Powiatowego PZPR w Sępólnie, który na pewno umożliwi Wam wyszukanie odpowiedniego zatrudnienia chwilowo na miejscu, do czasu, kiedy uda się Wam znaleźć reflektanta na zamianę mieszkania.”
Prymusi versus bumelanci
W sierpniu krytycznie, wręcz bardzo krytycznie, o organizacji partyjnej w Runowie pisali korespondenci ekipy łączności PKP „Ruch” z Bydgoszczy. Panowie po przyjeździe na miejsce zostali chłodno przyjęci. Partyjni symulowali współpracę: towarzysze Ludwikowski i Ryba działali jak jakaś piata kolumna. Korespondenci tak to ubrali w słowa (czytania dużo, kliknięcie otworzy kartę z gazetą):
Łącznościowcy pewnie inaczej by gadali, gdyby trafili do Olszewki, gdzie działała znana już nam Franciszka Szustka. W kolejnym numerze dziennika natrafimy na zdjęcie dziewczyny i peany pod adresem tej krajeńskiej Magdaleny Figur. „Moja Jagna jak tylko podrośnie, to tyż ją oddam na traktorzystkę… niech idzie w ślady Franciszki Szustki…” – powiedział niby jeden z chłopów. No nie, ludzie! Ależ kreowanie wizerunku! Przecież po przeczytaniu czegoś takiego można urosnąć! Franciszka mogła urosnąć, jej rodzice mogli urosnąć, rodzeństwu – o ile je posiadała – też mogło przybyć trochę centymetrów. I much w nosie, nie oszukujmy się. Ciekawe zatem, jak dalej potoczyła się kariera bohaterki z Olszewki…

Wzory do naśladowania mieli też w Komierowie. Redaktor Kubatek w reporterskim stylu opisuje wyczyny panów Maracha, Spałków (ojca i syna), Nowaka, Szykowskiego… Marach to złota rączka, Spałek ma zmysł do zarządzania. Niesamowite, jak to wszystko kapitalistycznie wygląda! Optymalizacja procesów, samodzielność i inwencja, wynalazczość… Coś pięknego! I może prawdziwego, bo niby dlaczego miałaby to być bujda na resorach? Tekst wrzucam, dla wygodniejszego czytania po kliknięciu otworzy się karta z gazetą:
W listopadzie w „Pomorskiej” opublikowano zaś wzruszający tekst na temat Spółdzielni Produkcyjnej “Partyzant” w Kawlach (w oryginale: w Kaflach). Spółdzielnię tę założono niewiele szybciej, bo 6 sierpnia 1949 roku. Bardzo interesujący artykuł opisuje jej początki i etymologię nazwy. Porusza również historię Kasi i Stefcia Trąbków – sierot pod opieką babci, o przyszłość których postanowiła zadbać dopiero co założona spółdzielnia.

To już jest koniec
Na tym kończę swój rajd po szpaltach „Gazety Pomorskiej” anno domini 1949. Oczywiście to nie jest wszystko, co da się wyszukać w tym roczniku. Ale właśnie tym postanowiłem podzielić się z tobą.
Trzeba brać poprawkę na styl, trzeba czytać trochę między wierszami i nie przyjmować bezkrytycznie wszystkiego, co piszą. Nic to, bo mimo tych wszystkich mankamentów „Gazeta Pomorska” pozostaje naprawdę wartościową i wciągającą lekturą!
PS Ceterum censeo 😉 Na dzisiaj to tyle. Dzięki za wspólną wycieczkę po przeszłości. I hej – od razu zapraszam cię na kolejną! Jeśli możesz mi w jakikolwiek sposób pomóc w prowadzeniu strony (inspiracja, materiały itp.), to poproszę. A jeśli uważasz, że niniejszy wpis lub moja działalność są warte dobrej kawy, to też da się z tym coś zrobić. Zawsze możesz postawić mi wirtualnie małą czarną, nie obrażę się. Wystarczy, że klikniesz poniżej: